Tuż za oknem usłyszałem hałasy. Spokojnie zerknąłem na
podwórko, by sprawdzić, co się dzieje. W tym momencie z pojemnika na śmieci
wyskoczył szary kłębek futra i pognał na pobliskie drzewo. Wiewiórka. Kolejnego
ranka zaczaiłem się na nią, dzięki czemu udało mi się zrobić jej zdjęcie:
Wiewiórka szara przy koszu na śmieci. Fot. W. Mikołuszko |
Tak, oczywiście, że to nie jest polska wiewiórka. Nasze
mają rude futerko. Ale akurat jesteśmy na wakacjach – w miejscu, gdzie naturalnie
żyją wiewiórki szare. Też są
ładne, do tego bardzo odważne. Biegają koło naszej kwatery, a rano, gdy jeszcze
dzieci śpią, wpadają do śmietników, by wyjadać resztki naszych posiłków. Tak to
jest z koszami na śmieci – stały się jednym z ulubionych miejsc spotkań dzikich
mieszkańców miast.
W końcu to dla nich świetna restauracja. Prawda, że jedzenie
tu podają nieco zepsute i słabej jakości, a właściciele stołówki zamiast
zapraszać gości, zwykle ich przepędzają, ale za to najeść się tu można
całkowicie za darmo. Nie trzeba trudzić się z wygrzebywaniem pędraków z gleby, wspinaniem
wysoko na drzewa po orzechy lub żołędzie, polowaniem na drobne gryzonie,
wszystko tu jest gotowe i podane jak na tacy. Nic więc dziwnego, że chętnych
nie brakuje. W Warszawie do śmietników wpadają najczęściej ptaki: wróble i
kawki, czasem też sroki i gawrony. Gdy miejsce jest położone niedaleko wody,
chętnie z niego korzystają mewy. Słyszałem też o lisach czy nawet dzikach
wpadających na obiad do śmietnika. Z okien naszego warszawskiego domu nie widać
jednak dobrze tych stołówek. Tutaj zaś stoją wprost pod oknem. Ma to swoje
wady, oczywiście, ale znalazła się i zaleta. Chcąc nie chcąc bowiem widzimy,
kto raczy się resztkami z naszej kuchni. Prócz wiewiórek regularnie zaglądają
do nas wróble. A kiedyś nasz śmietnik zwabił samego skunska.
Ten jednak nie miał równie eleganckich manier, co wiewiórki, lecz po prostu
wywrócił cały kosz, wlazł do środka i wyżerał, co się dało. Baliśmy się go
wypędzać, bo przecież słynie z obrzydliwie cuchnącej wydzieliny, którą wyrzuca
w stronę przeciwników. Zjadł więc, co chciał i dopiero wtedy opuścił naszą
siedzibę.
W innych krajach bywa podobno jeszcze groźniej. W rumuńskim
mieście Braszów śmietniki plądrują niedźwiedzie. Stały się wręcz rodzajem
atrakcji, która ściąga tam turystów. Ludzie wieczorami wychodzą na ulice, by
móc obserwować wielkie niedźwiedzie wyszukujące pożywienia wśród śmieci (filmik pokazujący jedną z takich przygód wkleiłem na samej górze wpisu). To już
jednak niebezpieczne hobby. Zdenerwowane niedźwiedzie są naprawdę
niebezpieczne. Zdarzyły się więc w Braszowie poważne wypadki.
Na szczęście my się nie musimy obawiać. Wiewiórki jeszcze
nie są groźne. A naprawdę ładne. Ciekaw jestem, kto jeszcze zawita do naszych
śmietników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz